Rozdział 9
Ponieważ było jeszcze wcześnie, musieli czekać na otwarcie bramy do Obsydianowej Fortecy. Zaskoczeni strażnicy spytali młodych ludzi, co tu robią. Caleb opowiedział ustaloną wcześniej wersję wydarzeń. Straż niechętnie wpuściła nastolatków na dziedziniec. Potem szybko powiedzieli im, jak dostać się do kuchni, bo tam przyjmowane są nowe osoby. Przez zamknięte drzwi dało się słyszeć ściszone kobiece głosy.
- Nie rozumiem... jest dobry.
- ... ktoś... byle szyb...
Otworzyli drzwi. W kuchni stały dwie kobiety. Przyjrzały się im i zapytały, czego chcą. Prośba o pracę spotkała się z radosnym odzewem. Starsza kobieta od razu powiedziała, że potrzebnych jest kilka osób do pilnowania pewnego więźnia. Mówiła, jaki to on jest okropny, kapryśny, normalnie zło wcielone! Ale kiedy znikł stojący w drzwiach sierżant, ona cicho załkała nad losem podopiecznego. Opowiedziała, jaki chłopak jest biedny, jak go katują i powiedziała:
- Wiem, że nie powinnam wam tego mówić, ale wasz pokój jest tuż obok jego celi. Ani ważcie się teraz krzyczeć. Chcę, byście pomogli mu uciec.- Zdumiała ją ich reakcja, bo naraz odpowiedzieli spokojnymi głosami:
- Po to tu jesteśmy.
A na ich ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Ja mam już nawet plan.- Powiedziała z dumą Lin.
Starsza pani przedstawiła się jako Ana Karon, druga kobieta nazywała się Halvie Stoniko. Uśmiechnęła się życzliwie i zaprowadziła ich do pokoiku obok jakiegoś zakratowanego pomieszczenia, z którego dochodziły przeraźliwe krzyki. Wszyscy spojrzeli po sobie. Nagle usłyszeli szczęk łańcuchów i potem drzwi się otworzyły. Stanęli w nich dwaj strażnicy wygrażający więźniowi:
- To cię oduczy prób ucieczki, zapchlony szczeniaku! - rechocząc, zatrzasnęli drzwi i odwrócili się. - Co, kuchareczko? Świeża krew? Oni będą go pilnować? Tym lepiej. Nie zniosę go dłużej! - charknął wyższy i poszedł sobie.
Pani Karon, wiedząc, że się nie odwrócą, wystawiła im język, co nastolatki skwitowały cichym chichotem. Pani Karon dała im klucze od celi i powiedziała, w których szafkach jest jaka rzecz potrzebna do rekonwalescencji chłopaka. Potem szybko poszła w stronę kuchni, żeby przynieść im jedzenie.
- Ze słów pani Karon wynika - zaczął William - że od dziś strażnicy nie przyjdą tu aż do naszej rezygnacji.
- Tak - powiedział Gil. - Chodźmy po niego.
Otworzyli celę. Na ziemi leżało trochę starego siana. Rozejrzeli się. Do ściany był przypięty za ręce chłopiec z workiem na głowie. Oddychał ciężko. Kat zasłoniła dłonią usta.
- Carlos? - zapytał William. - Carlosie, to ty? - odpowiedziało mu ciche stęknięcie.
William dał znak Gilowi, by odpiął łańcuchy. Liv wiedziała, co robić. Poszła do pokoiku i uszykowała szybko jedno z łóżek. Will tymczasem delikatnie ściągnął chłopcu z twarzy worek. Wraz z Gilem zabrał chłopca do wspólnego pokoju. Tam Kat przytrzymała go w powietrzu za pomocą roślin, a Liv obmyła go, nie patrząc nań. Lin roznieciła ogień. Umytego i ubranego chłopaka położono do łóżka. Nie jest rzeczą dziwną, że plecy miał gołe. Trzeba je było opatrzyć. Tym zajęły się dziewczyny. Chłopcy poszli po jedzenie przygotowane przez Anę, jednocześnie meldując przeniesienie ,,celu" do swojego pokoju.
Kiedy wrócili, zastali rozmawiające dziewczyny i Carlosa z obandażowanymi plecami. William skorzystał z okazji i położył się na krótką drzemkę. Po to tylko, by rozmówić się z Carlosem.
Stanął znów nad złotą rzeką. Carlos leżał.. William obszedł go i przyjrzał się mu. Zobaczył jego wdzięczne spojrzenie.
Koniec drzemki! Koniec bujania w obłokach! William spojrzał na śpiącego Carlosa. Teraz zrozumiał, skąd znał jego głos.
- Pssst. Gilan! - zawołał cicho brata.
- William! Zwariowałeś?! Głupek! Dureń! Patałach! - tymi i jeszcze kilkoma wyzwiskami obdarzył barta Gilan, kiedy zobaczył, co William zrobił, a mianowicie przyjął swą prawdziwą postać!
- Zanim powiesz coś jeszcze - przerwał mu William - porównaj mnie z nim...
Podobieństwo? Uderzające! Następnego dnia zaczęła się ostra trzytygodniowa rekonwalescencja Carlosa. Pewnego przedpołudnia zmienił się w gadającego kota i został wpakowany przez Kat do koszyka. Zaszli do kuchni, gdzie Carlos pożegnał się z panią Karon. To, co usłyszeli w kuchni, zmroziło im krew w żyłach:
- Król Ludwik zmarł, a koronacja Antonia ma się odbyć za kilka dni.
Trzeba się spieszyć! Gdy tylko znaleźli się przy koniach, ruszyli z kopyta. W trakcie jazdy przybrali prawdziwe postacie. Dotarli do Zamku. Wykończeni, zasilili się energią wiatru, którą pobrał Will. Do Sali Audiencyjnej!
Stanęli przed drzwiami. Usłyszeli słowa przysięgi:
- Na mocy mojego... - dalsze słowa przerwało nagłe otworzenie się głównych drzwi.
- Sprzeciwiamy się koronacji Antonia! - krzyknęli trzej książęta. - To nie książę, tylko pan Obsydianowej Fortecy!
Antonio uniósł się z klęczek.
- Macie jakiś dowód? - spytał kpiącym głosem.
- Tak! Mnie!- krzyknął Carlos i wyszedł zza braci. Po Sali przeszedł szmer.
- Zauważyliśmy, że coś jest nie tak, kiedy zorientowaliśmy się, że nie jesteśmy identyczni - powiedział Gilan.
- Potem Carlos się z nami skontaktował poprzez moc Wybrańca! - dodał Will.
- I oto wróciłem! Mam wszystkim powiedzieć, jak mnie traktowano w Fortecy? - zapytał Carlos.
- Antonio, panie Obsydianowej Fortecy! Skazuję cię na WYGNANIE! - zagrzmiała Ludmiła. Podeszła do Carlosa i rozpłakała się. - On zniewolił nasze umysły! - załkała. - Antonio zasługuje na śmierć, ale go nie zabiję.- Potem krzyknęła ze zgrozą, kiedy na plecach syna wyczuła blizny po biczu. Uśmiechnęła się jednak przez łzy, a on odpowiedział uśmiechem:
- Cieszę się z takich braci jak Gilan i Will, cieszę się z takich przyjaciół jak Cal, Katrin, Caroline czy Olivia i cieszę się z takich mam jak TY, mamo.- I też się rozpłakał.
Z powrotu prawdziwego księcia radowali się wszyscy. Zabawy w Zamku trwały do rana. Koło północy jednak do Zamku dostała się postać w czarnym płaszczu...
- Nie rozumiem... jest dobry.
- ... ktoś... byle szyb...
Otworzyli drzwi. W kuchni stały dwie kobiety. Przyjrzały się im i zapytały, czego chcą. Prośba o pracę spotkała się z radosnym odzewem. Starsza kobieta od razu powiedziała, że potrzebnych jest kilka osób do pilnowania pewnego więźnia. Mówiła, jaki to on jest okropny, kapryśny, normalnie zło wcielone! Ale kiedy znikł stojący w drzwiach sierżant, ona cicho załkała nad losem podopiecznego. Opowiedziała, jaki chłopak jest biedny, jak go katują i powiedziała:
- Wiem, że nie powinnam wam tego mówić, ale wasz pokój jest tuż obok jego celi. Ani ważcie się teraz krzyczeć. Chcę, byście pomogli mu uciec.- Zdumiała ją ich reakcja, bo naraz odpowiedzieli spokojnymi głosami:
- Po to tu jesteśmy.
A na ich ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Ja mam już nawet plan.- Powiedziała z dumą Lin.
Starsza pani przedstawiła się jako Ana Karon, druga kobieta nazywała się Halvie Stoniko. Uśmiechnęła się życzliwie i zaprowadziła ich do pokoiku obok jakiegoś zakratowanego pomieszczenia, z którego dochodziły przeraźliwe krzyki. Wszyscy spojrzeli po sobie. Nagle usłyszeli szczęk łańcuchów i potem drzwi się otworzyły. Stanęli w nich dwaj strażnicy wygrażający więźniowi:
- To cię oduczy prób ucieczki, zapchlony szczeniaku! - rechocząc, zatrzasnęli drzwi i odwrócili się. - Co, kuchareczko? Świeża krew? Oni będą go pilnować? Tym lepiej. Nie zniosę go dłużej! - charknął wyższy i poszedł sobie.
Pani Karon, wiedząc, że się nie odwrócą, wystawiła im język, co nastolatki skwitowały cichym chichotem. Pani Karon dała im klucze od celi i powiedziała, w których szafkach jest jaka rzecz potrzebna do rekonwalescencji chłopaka. Potem szybko poszła w stronę kuchni, żeby przynieść im jedzenie.
- Ze słów pani Karon wynika - zaczął William - że od dziś strażnicy nie przyjdą tu aż do naszej rezygnacji.
- Tak - powiedział Gil. - Chodźmy po niego.
Otworzyli celę. Na ziemi leżało trochę starego siana. Rozejrzeli się. Do ściany był przypięty za ręce chłopiec z workiem na głowie. Oddychał ciężko. Kat zasłoniła dłonią usta.
- Carlos? - zapytał William. - Carlosie, to ty? - odpowiedziało mu ciche stęknięcie.
William dał znak Gilowi, by odpiął łańcuchy. Liv wiedziała, co robić. Poszła do pokoiku i uszykowała szybko jedno z łóżek. Will tymczasem delikatnie ściągnął chłopcu z twarzy worek. Wraz z Gilem zabrał chłopca do wspólnego pokoju. Tam Kat przytrzymała go w powietrzu za pomocą roślin, a Liv obmyła go, nie patrząc nań. Lin roznieciła ogień. Umytego i ubranego chłopaka położono do łóżka. Nie jest rzeczą dziwną, że plecy miał gołe. Trzeba je było opatrzyć. Tym zajęły się dziewczyny. Chłopcy poszli po jedzenie przygotowane przez Anę, jednocześnie meldując przeniesienie ,,celu" do swojego pokoju.
Kiedy wrócili, zastali rozmawiające dziewczyny i Carlosa z obandażowanymi plecami. William skorzystał z okazji i położył się na krótką drzemkę. Po to tylko, by rozmówić się z Carlosem.
Stanął znów nad złotą rzeką. Carlos leżał.. William obszedł go i przyjrzał się mu. Zobaczył jego wdzięczne spojrzenie.
Koniec drzemki! Koniec bujania w obłokach! William spojrzał na śpiącego Carlosa. Teraz zrozumiał, skąd znał jego głos.
- Pssst. Gilan! - zawołał cicho brata.
- William! Zwariowałeś?! Głupek! Dureń! Patałach! - tymi i jeszcze kilkoma wyzwiskami obdarzył barta Gilan, kiedy zobaczył, co William zrobił, a mianowicie przyjął swą prawdziwą postać!
- Zanim powiesz coś jeszcze - przerwał mu William - porównaj mnie z nim...
Podobieństwo? Uderzające! Następnego dnia zaczęła się ostra trzytygodniowa rekonwalescencja Carlosa. Pewnego przedpołudnia zmienił się w gadającego kota i został wpakowany przez Kat do koszyka. Zaszli do kuchni, gdzie Carlos pożegnał się z panią Karon. To, co usłyszeli w kuchni, zmroziło im krew w żyłach:
- Król Ludwik zmarł, a koronacja Antonia ma się odbyć za kilka dni.
Trzeba się spieszyć! Gdy tylko znaleźli się przy koniach, ruszyli z kopyta. W trakcie jazdy przybrali prawdziwe postacie. Dotarli do Zamku. Wykończeni, zasilili się energią wiatru, którą pobrał Will. Do Sali Audiencyjnej!
Stanęli przed drzwiami. Usłyszeli słowa przysięgi:
- Na mocy mojego... - dalsze słowa przerwało nagłe otworzenie się głównych drzwi.
- Sprzeciwiamy się koronacji Antonia! - krzyknęli trzej książęta. - To nie książę, tylko pan Obsydianowej Fortecy!
Antonio uniósł się z klęczek.
- Macie jakiś dowód? - spytał kpiącym głosem.
- Tak! Mnie!- krzyknął Carlos i wyszedł zza braci. Po Sali przeszedł szmer.
- Zauważyliśmy, że coś jest nie tak, kiedy zorientowaliśmy się, że nie jesteśmy identyczni - powiedział Gilan.
- Potem Carlos się z nami skontaktował poprzez moc Wybrańca! - dodał Will.
- I oto wróciłem! Mam wszystkim powiedzieć, jak mnie traktowano w Fortecy? - zapytał Carlos.
- Antonio, panie Obsydianowej Fortecy! Skazuję cię na WYGNANIE! - zagrzmiała Ludmiła. Podeszła do Carlosa i rozpłakała się. - On zniewolił nasze umysły! - załkała. - Antonio zasługuje na śmierć, ale go nie zabiję.- Potem krzyknęła ze zgrozą, kiedy na plecach syna wyczuła blizny po biczu. Uśmiechnęła się jednak przez łzy, a on odpowiedział uśmiechem:
- Cieszę się z takich braci jak Gilan i Will, cieszę się z takich przyjaciół jak Cal, Katrin, Caroline czy Olivia i cieszę się z takich mam jak TY, mamo.- I też się rozpłakał.
Z powrotu prawdziwego księcia radowali się wszyscy. Zabawy w Zamku trwały do rana. Koło północy jednak do Zamku dostała się postać w czarnym płaszczu...
Komentarze
Prześlij komentarz