Rozdział 2
Tomasz i Iwona
Wyjechali z ulicy Waryńskiego i skręcili w prawo. Li przyglądała się uważnie siedzącemu obok mężczyźnie. Ten podchwycił spojrzenie, uśmiechnął się i powiedział, że musi się skupić na prowadzeniu. Li spojrzała na światła: zielone zmieniło się na żółte, żółte na czerwone. Zamrugała, kiedy w jednej chwili światło znowu zaświeciło się na zielono. Znowu zerknęła na Serowicza, ten uśmiechał się łobuzersko.
- Mam wyczucie, co? Mówili dzisiaj w radiu, że światła będą szwankować.
- Aha - westchnęła Li, szczęśliwa, że nie ma omamów.
- Wiesz co? Może będę mówił ci Liliana?
- Jak pan woli, panie...
- Andrzej.
- Panie Andrzeju... Opowie mi pan o moich rodzicach?
- No cóż.... - zamyślił się Andrzej Serowicz. - Twoi rodzice... Nazywają się Tomasz i Iwona Kamienni. Iwona jest moją młodszą siostrą. Kiedy się urodziłaś, wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi. Ale dwa miesiące później przyszła policja z nakazem aresztowania twoich rodziców. Dostali dwadzieścia lat więzienia, chociaż byli niewinni. Teraz wszystko wyszło na jaw i zostali wypuszczeni.
- Mówił pan, że nie mógł się mną opiekować. Dlaczego? - Pytała dalej Liliana.
- W sądzie nie chcieli mi przyznać prawa do opieki nad tobą.
Potem Liliana opowiedziała panu Andrzejowi o swoim śnie, w którym jej rodzice nazywali się Tellan i Ilori, i o złym wuju Salazarze. ,,Ale dziwny sen", stwierdził pan Andrzej po skończonej opowieści.
- Dokąd właściwie jedziemy? - Zainteresowała się nagle dziewczyna.
- Do Posady, na farmę, którą nazwaliśmy z twoimi rodzicami Solanną.
- Solanną?
- Tak - Serowicz się roześmiał. - S jak słonecznik, o jak ogórki, l jak len, a jak arbuz, n - nektarynki; n - nieśplik, a - ananas. Od owoców i warzyw hodowanych w największych ilościach. Jesteśmy farmerami i określamy się mianem Władców Solanny. Ha ha!
Reszta podróży minęła w ciszy. Dojechali do ślicznego domku z wielkim ogrodem.
- No, jesteśmy na miejscu - stwierdził Serowicz. - Sylwia! Jesteśmy!
Z domu dobiegł cichy okrzyk, a zaraz potem wybiegło z niego totalne przeciwieństwo szczupłego, postawnego i wysokiego Serowicza. Pani Sylwia Serowicz w przeciwieństwie do męża była drobną, niską, pulchną kobietą o długich kręconych rudych włosach. Miała za to taki sam charakter co pan Andrzej. Podbiegła do Liliany i objęła ją z całych sił.
- Witaj w domu! - Powiedziała.
- Mam wyczucie, co? Mówili dzisiaj w radiu, że światła będą szwankować.
- Aha - westchnęła Li, szczęśliwa, że nie ma omamów.
- Wiesz co? Może będę mówił ci Liliana?
- Jak pan woli, panie...
- Andrzej.
- Panie Andrzeju... Opowie mi pan o moich rodzicach?
- No cóż.... - zamyślił się Andrzej Serowicz. - Twoi rodzice... Nazywają się Tomasz i Iwona Kamienni. Iwona jest moją młodszą siostrą. Kiedy się urodziłaś, wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi. Ale dwa miesiące później przyszła policja z nakazem aresztowania twoich rodziców. Dostali dwadzieścia lat więzienia, chociaż byli niewinni. Teraz wszystko wyszło na jaw i zostali wypuszczeni.
- Mówił pan, że nie mógł się mną opiekować. Dlaczego? - Pytała dalej Liliana.
- W sądzie nie chcieli mi przyznać prawa do opieki nad tobą.
Potem Liliana opowiedziała panu Andrzejowi o swoim śnie, w którym jej rodzice nazywali się Tellan i Ilori, i o złym wuju Salazarze. ,,Ale dziwny sen", stwierdził pan Andrzej po skończonej opowieści.
- Dokąd właściwie jedziemy? - Zainteresowała się nagle dziewczyna.
- Do Posady, na farmę, którą nazwaliśmy z twoimi rodzicami Solanną.
- Solanną?
- Tak - Serowicz się roześmiał. - S jak słonecznik, o jak ogórki, l jak len, a jak arbuz, n - nektarynki; n - nieśplik, a - ananas. Od owoców i warzyw hodowanych w największych ilościach. Jesteśmy farmerami i określamy się mianem Władców Solanny. Ha ha!
Reszta podróży minęła w ciszy. Dojechali do ślicznego domku z wielkim ogrodem.
- No, jesteśmy na miejscu - stwierdził Serowicz. - Sylwia! Jesteśmy!
Z domu dobiegł cichy okrzyk, a zaraz potem wybiegło z niego totalne przeciwieństwo szczupłego, postawnego i wysokiego Serowicza. Pani Sylwia Serowicz w przeciwieństwie do męża była drobną, niską, pulchną kobietą o długich kręconych rudych włosach. Miała za to taki sam charakter co pan Andrzej. Podbiegła do Liliany i objęła ją z całych sił.
- Witaj w domu! - Powiedziała.
Komentarze
Prześlij komentarz